Spadochrony, od których drży ziemia, 2002
Na rzadko zaludnionych terenach okupowanej Polski był to w czasie II Wojny Światowej widok dość powszedni: resztki spadochronu zaczepione rano o jakieś drzewa. Nietypowi podróżnicy już wyparowali. A biały stylon, jedyny ślad po nich, też niebawem znikał i zmieniał kształt. Nim minął tydzień, już się wypinał na piersiach wiejskich dziewcząt, które ze spadochronów szyły bluzki. Ich atrakcyjność polegała na półprzezroczystości, bo nie przepuszczający powietrza materiał przylepiał się do spoconej skóry.
Tajemniczymi nocnymi gośćmi byli partyzanci dołączający do podziemia walczącego w lasach. Gdybym miał ująć jedynym tylko obrazem kontekst, w którym się kształtowała twórczość Kuryluk, wybrałbym właśnie ten. To sztuka partyzanckich śladów w bezludnym pejzażu lub opustoszałym wnętrzu. Pozostawili je po sobie jacyś obcy konspiratorzy, duchy spadające z nieba czy zmory przylatujące z wiatrem, lądujące nagle w niespodziewanym miejscu, zaszywające się w zaroślach. Podarty spadochron przypomina całun. Jest znakiem nieobecności i świadectwem nieznanej katastrofy, która go zrzuciła na ziemię i zniszczyła.
Ten kluczowy dla Kuryluk obraz mogły zainspirować wojenne losy pokolenia, do którego należeli jej rodzice. Ale jej zmory przylatują z przyszłości. Rodzi je lęk przed starością, alienacja płci i fascynacja śmiercią, traktowaną jak klęska żywiołowa i stan wyjątkowy, gdy ciało opuszcza duszę nie pozostawiając po sobie niczego poza odciskiem na prześcieradle w szpitalu i kostnicy; niczego poza enigmatycznym zarysem-fragmentem - oczu, ręki, przyrodzenia - ostatnim dowodem tożsamości, nim z ciała zrobią się zwłoki.
SPIRITUS FLAT UBI VULT. Bezcieleśni partyzanci Kuryluk spadają z nieba w najdziwniejszych zakątkach ziemi, kwestionując jej neutralność. Są jak miny, przed i po wybuchu, wciąż przenoszone z miejsca na miejsce; jak znaki ostrzegawcze, na których widok zatrzymujemy się jak wryci lub rzucamy się w panice do ucieczki.
Sztuka Kuryluk to partyzantka: subwersja ustalonych gatunków - malarstwa, grafiki, rzeźby, instalacji i performance. Co wygląda na malarstwo i rysunek, nie ma ramy ani płaskiej powierzchni. Co przypomina rzeźbę, nic nie waży i nie ma trwałej formy. Co mogłoby być instalacją, nie jest nastawione na widza. Co wygląda na performance, tak widza wciąga, że się z niego robi performer. Sztuka Kuryluk to zrzuty z firmamentu poezji. Gdy spadochrony lądują, by zaraz zniknąć, ziemia lekko drży. A Kuryluk skupia wzrok na miejscu katastrofy.
Andrzej Wirth, krytyk i teatrolog, do r. 1966 w Polsce. Profesor na Stanford University i City University of New York. Założyciel Instytutu Teatrologii Stosowanej na Uniwersytecie Gisseńskim. Mieszka w Berlinie i w Wenecji. Księgarnia Akademicka UJ wydała wybór jego publikacji.
|