STATEK
2006-2007
Pamięć, odsłaniając z wiekiem warstwy najwcześniejsze, pozwala nam powrócić do dzieciństwa i zatoczyć koło. Śmierć bliskich zanurza nas w przeszłości. Po zgonie mamy i brata odnalazło się sporo pamiątek i wspomnień. Tak powstał cykl żółtych instalacji, z których ostatnią jest Statek, zadedykowany bratu, który był prawdziwym rozbitkiem. Monumentalna wycinanka żaglowca z Piotrusiem-chomikiem na dziobie nawiązuje do wakacji nad Morzem Czarnym i przywołuje prastarą symbolikę statku: żywych i umarłych, szalonych, rozbitków, piratów. Ale jest także wspomnieniem strachu przed porwaniem i naszych dawnych zabaw.
1-3 Statek w pracowni paryskiej, 2006 | 4-5 Statek zabawka, 2007
Wiosną 2007 zainstalowałam pasażerów Statku nad rzeką Kamo w Kioto i w sintoistycznej świątyni lisów, bóstw pomyślnych interesów, w Fusziminari. Lisy są zawsze szczodrze obdarowywane przez swoich wyznawców. Po powrocie z Japonii zrobiłam pożegnalny Stateczek dla brata. Nasze postacie na pokładzie są ze sobą związane czerwoną nitką.
1-2 Pasażerowie Statku w Fushiminari | 3-6 nad rzeka Kamo w Kioto
TABUŚ
2005
Tabuś to zdrobnienie od tabu, w jakim żyła mama. W opowiadanej przez nią bajce Tabuś to mały świstak inwalida: niedobitek „lawiny na stoku wschodnim”. Mama bała się panicznie o nas, szczególnie o młodszego ode mnie Piotrusia: uroczego Wunderkinda, który po śmierci ojca zachorował psychicznie i stał się inwalidą. W Tabusiu przywołuję postać brata, halucynacje mamy i dwie podróże. Jedna podróż prowadziła do Austrii czyli na Zachód, druga w przeciwną stronę: na Wschód i ku „lawinie”, w której cieniu żyliśmy wraz z mamą. To ona jest ukrytą autorką Tabusia, to jej strach o nas sprawił, że w centrum instalacji znalazła się para dzieci – wycinanek-montaży z papieru i materiału – które są i nie są nami. Jedno ma żółtą skakankę i roześmianą buzię Piotrusia, drugie – żółte kółko i moją twarz. Są w tym samym wieku co my w dniu naszego przyjazdu do Wiednia w styczniu 1959 roku.
1-5 Piotruś ze skakanką i Ewa z kółkiem
Tabuś powstał na Festiwal Kultury Żydowskiej w Krakowie i w czerwcu 2005 roku został pokazany w galerii Artemis, z którą współpracuję od lat. W kwietniu fragment instalacji miał swoją prapremierę u Mariny Urbach w Nowym Jorku. Młoda dama w długiej sukni to Paulina Raaber przed I wojną światową. Dwie monumentalne wycinanki mojej eleganckiej babci, którą wraz z mężem i córką Hilde zgarnęła „lawina”, powstały na podstawie starej fotografii. W galerii Artemis jedną wycinankę przyszpiliłam do żółtej kurtyny, drugą do zawieszonej naprzeciw okna jedwabnej zasłony z zarysem ławki. Za plecami Paulina ma skrzydlatą śmierć: wspomnienie barokowej niemieckiej rzeźby z czasów dżumy.
1-5 Galeria Artemis, Kraków, 2005, foto: Iwona Ornatowska-Semkowicz
Ulubionym malarzem mamy był van Gogh. Wskazując na jego obraz Butów, poprosiła mnie kiedyś o namalowanie „dla Hilde” niebieskich bucików i trąbki. Gra na niej postać z podartej folii z maskotką na ramieniu. Pluszową małpeczkę w paski podarowałam Piotrusiowi na pamiątkę szympansa, którego w dzieciństwie udawał, machając ogonem ze sznurka albo skakanki. Była jego ulubioną zabawką i ścigał się ze mną skacząc za drewnianym kółkiem, które popychałam pałeczką. Zabawy przerywały nam czasem „ataki” mamy. Zrywała się z ławki i wyrywała Piotrusiowi skakankę mamrocząc: – Anna miała taką samą. Uciekamy! – W domu zamykała nas w szafie.
1-2 Paulina na ławce | 3 Niebieski but i album van Gogha | 4 Piotruś | 5 Trębacz z maskotką
Powodem „ataków” mamy mogły być dwie znane fotografie wycięte z gazet, które znalazłam w jej biurku. Na jednym zdjęciu, z Amsterdamu, roześmiana Anna Frank ze skakanką jest uderzająco podobna do Piotrusia, koleżanka Anny z kółkiem przypomina mnie. Na drugim zdjęciu kobiety i dzieci idą w Auschwitz do gazu. W moich wycinankach chłopczyk ze skakanką to Anna Frank z buzią mojego brata, dziewczynka z kółkiem to koleżanka Anny z moją twarzą.
LECĄ ŻÓŁTE PTAKI
2001-2003
1 Żółta poduszka | 2-3 Przy pracy w chustce mamy z Łodziami van Gogha | 4 Paulina z ojcem
Lecą żółte ptaki to „nasz dom czasu”. Tak swoje wspomnienia o bliskich nazywała mama. Bawełniany namiot z obrazami jej przywidzeń i lęków zamieszkują „drogie cienie” z żółtego jedwabiu. Są tam i moje wycinanki przy pracy, raz z sobowtórem, raz w chustce mamy z Łodziami van Gogha. To echo dzieciństwa. Wraz z kalkomanią, przypominającą trochę wywoływanie fotografii, wycinanki były moją pasją. We wczesnym tomie wierszy Pani Anima napisałam:
sztuka: kobieca suknia mnie i drze się szybko ale deseń osiada na cętce źrenicy
1-6 Fragmenty kurtyny, Lecą żółte ptaki
Żółć była mamy kodem. Oznaczała słońce i pożywienie, zwiastowała cierpienie i śmierć. „Nasz dom czasu” tworzą żółte i białe bawełniane „ściany” pokryte jakby zatartymi freskami i strzępami jedwabiu. W chmarze kanarkowych ptaków pojawiają się krewni mamy i my z rodzicami. Wspólne rysy podkreśla żółć. Ma w tej instalacji podobną funkcję jak w czasie Zagłady: wyodrębnia z otoczenia, naznacza i ujawnia.
Bois de Vincennes, 2003: 1-3 Miriam i Hilde w lesie | 4 Paulina | 5 Mama z nami
Cienie „żółtych ptaków” przyszpilam do konarów drzew, murów obrośniętych bluszczem. Dziewczynki w identycznych sukienkach to moja przyszła mama Miriam z siostrą Hilde. Miriam uratował mój przyszły ojciec, zabierając ją z ławki w parku Stryjskim we Lwowie, Hilde nie ocalała. W wycinance Mama z nami dałam mojemu małemu bratu twarz nieznanego mężczyzny z bokobrodami, którego fotografię znalazłam w butach mamy.
|